Elżbieta Kika Kwiatkowska –Wspomnienie

20 sierpnia 2005 roku po heroicznej, 10-letniej walce z chorobą nowotworową
zmarła w wieku lat 51  Elżbieta Kika Kwiatkowska,   Śpiewaczka
Członkini Państwowego Ludowego Zespołu Pieśni  i  Tańca „Mazowsze” w latach
1973 -1982, Cudowna żona, wspaniały, dobry i wrażliwy Człowiek.

Mąż, Siostra  i Rodzina

 



Kolorowa czapeczka

 Siostra przywiozła ją ze Stanów.  Kolorową, czerwono-żółto-niebieską czapeczkę z daszkiem i śmigiełkiem. Imitacją prawdziwego lotniczego śmigła umieszczonym na pionowym, metalowym sztyfcie na czubku głowy Jak szła to śmigiełko się kręciło. W wietrzny dzień potrafiło kręcić się w zawrotnym tempie. Czapeczka była odlotowa,  dosłownie i w przenośni. Strasznie brzydka, ale cool i trendy.

 Było to bardzo zabawne, kiedy założyła ją na głowę, jeszcze zdrową, piękną i pełną  pomysłów. Szliśmy na spacer jej ukochaną Podkową Leśną, w wietrzne popołudnie, a ja turlałem się ze śmiechu.  

Choroba dopadła ją w grudniu 1995 roku i od tego czasu trzymała w swoim żelaznym uścisku nieustannie. Tylko czasami zwalniała, jakby chciała dać odsapnąć lub natchnąć nadwyrężoną nadzieję, aby później kolejnym szarpnięciem próbować ją  na nowo odebrać. Była to nierówna walka między okrutnym przeznaczeniem i wolą życia młodej i pięknej kobiety. Patrzyłem na wojnę, jaką wypowiedziała rakowi zafascynowany jej determinacją, pełen podziwu dla jej wytrwałości. Z czasem zdałem sobie sprawę, że walczyła nie tylko o siebie, ale również o  zachowanie  integralności domu, który stworzyła i nadała sens niemalże metafizyczny. To był zaczarowany dom, pełen jej ducha, miłości, dobroci i wielkiego smaku. Tworzyła go dla nas;  dla mnie, siebie, rodziny oraz suczek jamniczek, które miały u niej lepiej, niż ludzie w niejednej rodzinie. Tworzyła go również dla przyjaciół, których z prawdziwie polską gościnnością podejmowała swoją wyszukaną kuchnią. Kochała nas wszystkich prawdziwą miłością. Prawdziwą to znaczy bezwarunkową.

Końcowy wyrok wydany został po 8 latach bezwzględnej walki obu stron. We wrześniu 2003 roku przerzuty objęły wątrobę i płuca.  A w grudniu mózg. Posłańcem złej nowiny była doktor Renata Sienkiewicz, lekarz prowadząca, którą Pan Bóg stworzył, aby została lekarzem, uzbrajając w wiedzę, pasję, uczciwość i miłość do bliźniego. I dobry Pan Bóg sprawił, że drogi życia tych dwóch kobiet pewnego dnia się przecięły w warszawskim szpitalu onkologicznym na Ursynowie.

 Grudniowa wiadomość o rozsianym przerzucie do mózgu spowodowała, że zrozumiałem, że wojna zbliża się do końca, i wkrótce nadejdzie okres wielkiego smutku. Odwiozłem ją do szpitala w mroźny, poniedziałkowy poranek, na radioaktywne naświetlania jeszcze pełną nadziei, ostrzyżoną na zapałkę, bo wolała zrobić to sama, niż oddać los własnych włosów w ręce przypadku. Nie wiedziałem, że zabrała ze sobą kolorową czapeczkę. Kiedy szła na naświetlania, założyła na głowę swoją basebolówkę ze śmigiełkiem, które obracało się jak szalone. Szła długimi korytarzami, ursynowskiego szpitala, a smutni, często zrezygnowani i nieszczęśliwi ludzie uśmiechali się do niej i pozdrawiali. Smutny, młody mężczyzna na kulach stanął zdumiony, spojrzał na tego dziwoląga i radośnie powiedział  „o rany, ale odlot”.

A Ona szła i rozdawała swój tajemniczy, pełen dobroci uśmiech na lewo i na prawo. Było w tym coś surrealistycznego, coś z obrazu Felliniego. Piękna, samotna kobieta, udaje się w swojej kolorowej, amerykańskiej czapeczce, z wirującym śmigiełkiem, na pole swojej ostatniej bitwy, z której już nie miała wyjść zwycięsko. 

Umierała jak żyła: dumnie i dostojnie.

Odeszła od nas na zawsze 20 sierpnia 2005 roku, o godzinie 4,40 rano w swoim niezwykłym domu, w Podkowie Leśnej.

 Boże, jak mi Ciebie brakuje.

 Maciej Kwiatkowski-mąż

Podkowa Leśna, dnia 21 sierpnia 2005 roku



SEN

 zostałaś teraz sama,

a wiatr kołysze cię do snu wiecznego,

Przyjaciółko moja.

 

widzę jak stoisz odziana w niebo błękitne,

otulona w zielony szal pierzastych chmur

i skrzydła anioła.

 

słyszę jak śpiewasz nam rzewnie

z chórem anielskim

kołysząc się na barwnych nitkach tęczy.

 

przelatujesz bladym cieniem nad naszymi głowami

bez  całunu bólu, pogodzona z losem.

 

widzę jak się śmiejesz i jesteś szczęśliwa,

czy inne są Twoje wschody i zachody słońca

w ogrodzie Pana?

 

a gwiazdy ? jak je namalujesz

w swej drodze do nieba,

Żegnaj

 

Danuta Kowalska

Warszawa 24.08.2005